Powiedzcie mi, jak to jest? Dlaczego gdy kończy się studia to przez rok, czasami dłużej udaje się utrzymać w miarę regularne kontakty z bliskimi osobami ze studiów, a później gdy ludzie ułożą sobie trochę życie, to nie wiem jakby się zapierali wcześniej przestają mieć czas/chęci/możliwości na kontynuacje tych znajomości?
Ja się staram, pisze smsy, pisze na portalach, tak jak było wcześniej, a jednak tych osób jakby przestało interesować życie innych... Czy to tak dużo, odpisać, zapytać co u nas, jak się mamy? Pojawiają się nowi znajomi, często mamy chłopaka/dziewczynę czy męża/żonę a jednak potrzeba też innych znajomości, a myśl, że mogę zawsze polegać na innych ludziach... Nie wiem już czy tak jest. Czy może ja się narzucam, może próbuje na siłę, a te osoby nie potrafią mi powiedzieć, że już nie jestem dla nich tak ważna jak kiedyś. Chyba wolałabym taką prawdę prosto w oczy niż głuche milczenie...
A może to ja się mylę, może powiększam problem, który nie istnieje? Nie wiem...
Moje motto zawsze brzmiało "Na spotkanie z przyjaciółmi i dobrą książkę zawsze będę mieć czas". Na szczęście książka zawsze przy mnie jest, a czy przyjaciele też znajdą ten czas? Nie wiem...
Anioł z gór
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.
środa, 21 stycznia 2015
środa, 25 czerwca 2014
Sprawiedliwie nie znaczy po równo
Grupa 45 uczestników pewnego wyjazdu wakacyjnego w Krakowie będzie codziennie, przez 10 dni, jadła obiad wart 150 złotych od osoby. W tym samym czasie na świecie z głodu umrze kolejnych tysiąc dzieci i dorosłych z powodu niedożywiania. Czy to jest sprawiedliwe?
Wczorajszy dzień skłonił mnie do refleksji nad sprawiedliwością tego świata, a w szczególności nad wysokością zarobków i korzystaniem z zarobionych pieniędzy oraz tym co sama mogę z tym zrobić. Zaczynając od wcześniej opisanej sytuacji, uważam, że jeżeli kogoś stać na taki obiad to dlaczego by miał go nie jeść? Jakbym mogła sobie na niego pozwolić to też bym zjadła. Oczywiście zakładam, że sama zarabiam tyle żeby zjeść ten obiad, a nie ukradłam tych pieniędzy.
Babcia twierdzi, że to nie jest sprawiedliwe i że właściciel restauracji powinien część dochodu przeznaczyć na głodujących, biednych, bezdomnych... Może tak robi, nie wiem. Jednak jeżeli są ludzie, którzy przychodzą do niego na ten obiad, płacą, a on daje im produkt wart swojej ceny i do tego dzięki wysokim obrotom może utrzymać dobrych pracowników za dobre pieniądze, to dlaczego miałby spuścić z ceny? Oczywiście pojawia się temat co to znaczy dobry pracownik, co to jest dobre wynagrodzenie? Dla jednego dobre pieniądze to jest wtedy kiedy ma na codzienne wydatki na jedzenie, ma się w co ubrać i gdzie mieszkać, stać go na czynsz czy posiadanie auta. Innemu nawet gdyby miesięcznie dostawał po 10-20 tysięcy jest mało. Ale ja uważam, że jeżeli jesteś szczęśliwy z tym co masz to po co Ci więcej? A jeżeli potrzebujesz więcej i dzięki ciężkiej pracy masz te swoje 20-30 tysięcy miesięcznie i dzięki temu jesteś szczęśliwy to dobrze! Bo sprawiedliwie nie znaczy po równo. Byle pieniądze nie stały się celem, ale środkiem do celu.
Jestem całkowicie przeciwna państwu socjalnemu, które daje pieniądze "za nic". Trafisz na bezrobocie - zasiłek, dzieci idą do szkoły - zasiłek, urodzi Ci się dziecko - zasiłek, zmniejsza Ci się dochód na osobę w rodzinie - zasiłek. I żyjemy z zasiłku zamiast coś z sobą zrobić. Czy nie lepiej by było stworzyć nowe miejsca pracy? Obniżyć podatek na jedzenie, ubrania, książki, kredyt dla rodzin z kilkorgiem dzieci?
A przede wszystkim dać narzędzia potrzebne do samodzielnego radzenia sobie z problemem zamiast tworzyć państwo opiekuńczo-socjalne z zasiłkami dla wszystkich. Edukować, kształcić, zmieniać sposób myślenia.
Wczorajszy dzień skłonił mnie do refleksji nad sprawiedliwością tego świata, a w szczególności nad wysokością zarobków i korzystaniem z zarobionych pieniędzy oraz tym co sama mogę z tym zrobić. Zaczynając od wcześniej opisanej sytuacji, uważam, że jeżeli kogoś stać na taki obiad to dlaczego by miał go nie jeść? Jakbym mogła sobie na niego pozwolić to też bym zjadła. Oczywiście zakładam, że sama zarabiam tyle żeby zjeść ten obiad, a nie ukradłam tych pieniędzy.
Babcia twierdzi, że to nie jest sprawiedliwe i że właściciel restauracji powinien część dochodu przeznaczyć na głodujących, biednych, bezdomnych... Może tak robi, nie wiem. Jednak jeżeli są ludzie, którzy przychodzą do niego na ten obiad, płacą, a on daje im produkt wart swojej ceny i do tego dzięki wysokim obrotom może utrzymać dobrych pracowników za dobre pieniądze, to dlaczego miałby spuścić z ceny? Oczywiście pojawia się temat co to znaczy dobry pracownik, co to jest dobre wynagrodzenie? Dla jednego dobre pieniądze to jest wtedy kiedy ma na codzienne wydatki na jedzenie, ma się w co ubrać i gdzie mieszkać, stać go na czynsz czy posiadanie auta. Innemu nawet gdyby miesięcznie dostawał po 10-20 tysięcy jest mało. Ale ja uważam, że jeżeli jesteś szczęśliwy z tym co masz to po co Ci więcej? A jeżeli potrzebujesz więcej i dzięki ciężkiej pracy masz te swoje 20-30 tysięcy miesięcznie i dzięki temu jesteś szczęśliwy to dobrze! Bo sprawiedliwie nie znaczy po równo. Byle pieniądze nie stały się celem, ale środkiem do celu.
Jestem całkowicie przeciwna państwu socjalnemu, które daje pieniądze "za nic". Trafisz na bezrobocie - zasiłek, dzieci idą do szkoły - zasiłek, urodzi Ci się dziecko - zasiłek, zmniejsza Ci się dochód na osobę w rodzinie - zasiłek. I żyjemy z zasiłku zamiast coś z sobą zrobić. Czy nie lepiej by było stworzyć nowe miejsca pracy? Obniżyć podatek na jedzenie, ubrania, książki, kredyt dla rodzin z kilkorgiem dzieci?
A przede wszystkim dać narzędzia potrzebne do samodzielnego radzenia sobie z problemem zamiast tworzyć państwo opiekuńczo-socjalne z zasiłkami dla wszystkich. Edukować, kształcić, zmieniać sposób myślenia.
poniedziałek, 16 czerwca 2014
Praca
Po dwóch miesiącach pracy w biurze i dojeżdżania codziennie do Żywca, stwierdziłam, że szukam innej pracy. Wysłałam masę CV, rozesłałam wici po znajomych, uaktualniłam dane na różnych platformach i codziennie przeglądałam oferty pracy. Byłam nawet na targach pracy...
W dniu targów miałam wolne, więc jak wyszłam z nich postanowiłam podejść do Kościoła na adoracje. Pomodliłam się, po raz kolejny oddałam swoje życie Bogu i powiedziałam Mu, że ja już nie dam rady nic szukać i On ma się tym zająć. Przyjmę każdą Jego wolę. No i wyszłam... A potem zaczęły się dziać cuda.
Zadzwonił telefon, patrze, nie znam tego numeru. Odbieram, prawie wypowiadając "Galwanizernia, słucham?", ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Okazało się, że dzwoni pani z żłobka, do którego kiedyś wysłałam swoje CV. Chciałaby się spotkać, żebym zobaczyła jak pracują i porozmawiać o pracy. Stwierdziłam, że mam wolne popołudnie i podjechałam tam. Jak mówi mój szef, poszłam za ciosem. Żłobek ładny, kolorowy, na razie nie za dużo dzieci, ale to się ma zmienić. Na początek zaproponowała mi umowę zlecenie i 8 zł na rękę, ale ważne, że jest praca. Więc w Galfamedzie kończę 30 czerwca, a w Cherubinkowie zaczynam 1 lipca.
I powiedźcie mi, że cudów nie ma... A i jeszcze pojadę w sierpniu na wakacje:)
Dziękuję wszystkim za modlitwę i dalej proszę o nią.
W dniu targów miałam wolne, więc jak wyszłam z nich postanowiłam podejść do Kościoła na adoracje. Pomodliłam się, po raz kolejny oddałam swoje życie Bogu i powiedziałam Mu, że ja już nie dam rady nic szukać i On ma się tym zająć. Przyjmę każdą Jego wolę. No i wyszłam... A potem zaczęły się dziać cuda.
Zadzwonił telefon, patrze, nie znam tego numeru. Odbieram, prawie wypowiadając "Galwanizernia, słucham?", ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Okazało się, że dzwoni pani z żłobka, do którego kiedyś wysłałam swoje CV. Chciałaby się spotkać, żebym zobaczyła jak pracują i porozmawiać o pracy. Stwierdziłam, że mam wolne popołudnie i podjechałam tam. Jak mówi mój szef, poszłam za ciosem. Żłobek ładny, kolorowy, na razie nie za dużo dzieci, ale to się ma zmienić. Na początek zaproponowała mi umowę zlecenie i 8 zł na rękę, ale ważne, że jest praca. Więc w Galfamedzie kończę 30 czerwca, a w Cherubinkowie zaczynam 1 lipca.
I powiedźcie mi, że cudów nie ma... A i jeszcze pojadę w sierpniu na wakacje:)
Dziękuję wszystkim za modlitwę i dalej proszę o nią.
czwartek, 17 kwietnia 2014
Alleluja!
Dla chrześcijan nie ma Zmartwychwstania i Zbawienia bez cierpienia i śmierci,
dlatego życzę wam, abyście przeżywając Te wspaniałe Święta nie zapomnieli, że nie
zaczynają się one w Niedzielę Zmartwychwstania, ale trwają już od dziś.
Życzę wam świadomego i owocnego otwarcia się na treści tych Wielskich dni,
aby obok koszyka z święconką i polewania się wodą w poniedziałek nie zabrakło
w naszych rodzinach otwarcia się na Zbawiciela, który przychodzi do każdego z nas
i pragnie spotkać się z nimi w czasie Eucharystii, adoracji i wspólnej modlitwy.
Wesołych Świąt!
Asia Przybyła
poniedziałek, 17 lutego 2014
Bąbel na Walentynki;)
Przedstawiam wam Bąbla. Prezent od mojego Słońca, abym miała się do kogo przytulić. Podobno On też pilnuje mnie w nocy:)
wtorek, 11 lutego 2014
Zwykły dzień
Niby zwykły dzień, a jestem zmęczona jakbym przez 12 godzin pracowała... I niech mi ktoś powie, że będąc na bezrobociu można ciągle odpoczywać... Albo, że kobiety zajmujące się domem mają łatwo...
poniedziałek, 10 lutego 2014
Dawno mnie tu nie było, oj dawno...
I trochę się pozmieniało...
Od miesiąca jestem bezrobotna, a wcześniej zajmowałam się małym Ignasiem i jego bratem Wiktorem.
Teraz, jeżeli nic się nie zmieni, to od marca zacznę pracę jako pomoc biurowa... I po co te studia? Codziennie spędzam masę czasu na przeglądaniu ofert i nie znajduje nic po moim kierunku... Chyba, że znów chcę pracować jako niania i po kilku miesiącach usłyszeć, że dziećmi zajmie się ciocia z Anglii...
A co robię teraz?
Przede wszystkim zajmuje się domem i wszystkim co z tym związane... Znajduje też czas na czytanie książek, na które wydaje ostatnie oszczędności;( i gazet... Tego nie potrafię sobie odmówić.
W grudniu zainwestowałam z Czytnik Kindla i bardzo fajnie mi się z niego czyta. Przeczytałam nawet kilka lektur po które nie sięgnęłam w szkole i powiem wam, że warto.
A nowa praca w Żywcu czeka...
Do poczytania i napisania znów...
Od miesiąca jestem bezrobotna, a wcześniej zajmowałam się małym Ignasiem i jego bratem Wiktorem.
Teraz, jeżeli nic się nie zmieni, to od marca zacznę pracę jako pomoc biurowa... I po co te studia? Codziennie spędzam masę czasu na przeglądaniu ofert i nie znajduje nic po moim kierunku... Chyba, że znów chcę pracować jako niania i po kilku miesiącach usłyszeć, że dziećmi zajmie się ciocia z Anglii...
A co robię teraz?
Przede wszystkim zajmuje się domem i wszystkim co z tym związane... Znajduje też czas na czytanie książek, na które wydaje ostatnie oszczędności;( i gazet... Tego nie potrafię sobie odmówić.
W grudniu zainwestowałam z Czytnik Kindla i bardzo fajnie mi się z niego czyta. Przeczytałam nawet kilka lektur po które nie sięgnęłam w szkole i powiem wam, że warto.
A nowa praca w Żywcu czeka...
Do poczytania i napisania znów...
Subskrybuj:
Posty (Atom)