środa, 25 czerwca 2014

Sprawiedliwie nie znaczy po równo

Grupa 45 uczestników pewnego wyjazdu wakacyjnego w Krakowie będzie codziennie, przez 10 dni, jadła obiad wart 150 złotych od osoby. W tym samym czasie na świecie z głodu umrze kolejnych tysiąc dzieci i dorosłych z powodu niedożywiania. Czy to jest sprawiedliwe?

Wczorajszy dzień skłonił mnie do refleksji nad sprawiedliwością tego świata, a w szczególności nad wysokością zarobków i korzystaniem z zarobionych pieniędzy oraz tym co sama mogę z tym zrobić. Zaczynając od wcześniej opisanej sytuacji, uważam, że jeżeli kogoś stać na taki obiad to dlaczego by miał go nie jeść? Jakbym mogła sobie na niego pozwolić to też bym zjadła. Oczywiście zakładam, że sama zarabiam tyle żeby zjeść ten obiad, a nie ukradłam tych pieniędzy.

Babcia twierdzi, że to nie jest sprawiedliwe i że właściciel restauracji powinien część dochodu przeznaczyć na głodujących, biednych, bezdomnych... Może tak robi, nie wiem. Jednak jeżeli są ludzie, którzy przychodzą do niego na ten obiad, płacą, a on daje im produkt wart swojej ceny i do tego dzięki wysokim obrotom może utrzymać dobrych pracowników za dobre pieniądze, to dlaczego miałby spuścić z ceny? Oczywiście pojawia się temat co to znaczy dobry pracownik, co to jest dobre wynagrodzenie? Dla jednego dobre pieniądze to jest wtedy kiedy ma na codzienne wydatki na jedzenie, ma się w co ubrać i gdzie mieszkać, stać go na czynsz czy posiadanie auta. Innemu nawet gdyby miesięcznie dostawał po 10-20 tysięcy jest mało. Ale ja uważam, że jeżeli jesteś szczęśliwy z tym co masz to po co Ci więcej? A jeżeli potrzebujesz więcej i dzięki ciężkiej pracy masz te swoje 20-30 tysięcy miesięcznie i dzięki temu jesteś szczęśliwy to dobrze! Bo sprawiedliwie nie znaczy po równo. Byle pieniądze nie stały się celem, ale środkiem do celu.

Jestem całkowicie przeciwna państwu socjalnemu, które daje pieniądze "za nic". Trafisz na bezrobocie - zasiłek, dzieci idą do szkoły - zasiłek, urodzi Ci się dziecko - zasiłek, zmniejsza Ci się dochód na osobę w rodzinie - zasiłek. I żyjemy z zasiłku zamiast coś z sobą zrobić. Czy nie lepiej by było stworzyć nowe miejsca pracy? Obniżyć podatek na jedzenie, ubrania, książki, kredyt dla rodzin z kilkorgiem dzieci?
A przede wszystkim dać narzędzia potrzebne do samodzielnego radzenia sobie z problemem zamiast tworzyć państwo opiekuńczo-socjalne z zasiłkami dla wszystkich. Edukować, kształcić, zmieniać sposób myślenia.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Praca

Po dwóch miesiącach pracy w biurze i dojeżdżania codziennie do Żywca, stwierdziłam, że szukam innej pracy. Wysłałam masę CV, rozesłałam wici po znajomych, uaktualniłam dane na różnych platformach i codziennie przeglądałam oferty pracy. Byłam nawet na targach pracy...
W dniu targów miałam wolne, więc jak wyszłam z nich postanowiłam podejść do Kościoła na adoracje. Pomodliłam się, po raz kolejny oddałam swoje życie Bogu i powiedziałam Mu, że ja już nie dam rady nic szukać i On ma się tym zająć. Przyjmę każdą Jego wolę. No i wyszłam... A potem zaczęły się dziać cuda.
Zadzwonił telefon, patrze, nie znam tego numeru. Odbieram, prawie wypowiadając "Galwanizernia, słucham?", ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Okazało się, że dzwoni pani z żłobka, do którego kiedyś wysłałam swoje CV. Chciałaby się spotkać, żebym zobaczyła jak pracują i porozmawiać o pracy. Stwierdziłam, że mam wolne popołudnie i podjechałam tam. Jak mówi mój szef, poszłam za ciosem. Żłobek ładny, kolorowy, na razie nie za dużo dzieci, ale to się ma zmienić. Na początek zaproponowała mi umowę zlecenie i 8 zł na rękę, ale ważne, że jest praca. Więc w Galfamedzie kończę 30 czerwca, a w Cherubinkowie zaczynam 1 lipca.

I powiedźcie mi, że cudów nie ma... A i jeszcze pojadę w sierpniu na wakacje:)
Dziękuję wszystkim za modlitwę i dalej proszę o nią.